Jaremy Clarkson o przepisach i zasadach wprowadzanych w życie przez urzędasów w każdym niemal kraju, w każdym niemal mieście... Z urzędu, bezdyskusyjnie, bezwzględnie i kategorycznie.
Bo... „taki jest świat mega-pomyleńców”... to o nawiedzonych Urzędasach.. Przeskakują z jednej inicjatywy w drugą, zależnie od bieżącej koniunktury, nie rozumiejąc że ich inicjatywy mają mało sensu albo go zwyczajnie nie mają, i po chwili nikt już nie przywiązuje do nich wagi, choć często jak kłody pod nogami pozostają na lata.
ICH urzędniczą emocją jest zaistnieć, ICH urzędniczym być albo nie być jest coś własnego wzniecić, wdrożyć, gdzieś coś zakazać, ograniczyć, obarczyć opłatami, ukrócić, postawić barierkę, szlaban, betonowy słupek...
Pisząc o urzędasach z Richmond pisze giga-pokręceńcy, ale to określenie można by śmiało przykleić do trzech czwartych polskich urzędasów wszystkich szczebli, specjalistów od zasad i norm wszelakich, innowatorów miejskich: zwężających drogi z myślą o naszym bezpieczeństwie, stawiających znacznie lepsze parkometry w miejsce wczorajszych lepszych, wymyślając słupki i łańcuchy, betonowe donice w miejscach przejść i wjazdów, wbijających odgórnymi decyzjami progi w wyremontowane właśnie ulice, tworząc sztuczne dziury... ta lista idiotyzmów nie ma końca.
Wszyscy znamy przykłady z własnego miasta, setki przykładów działalności mega-pomyleńców.
Radary wymyślane i ustawiane w każdej wsi... fontanny zamiast placów zabaw... parki z zakazem spacerowania i rozkładania koców na trawie … toalety miejskie dla psów i kotów … jak daleko może zajść pomysłowość giga-pokręceńców?
Clarkson ma rację patrząc na nich jak na giga-pokręceńców.
Najgorsze, że wybierając ich, nie jesteśmy w stanie przewidzieć jak i w którą stronę rozrośnie się w ich mózgach urzędasowy guz tworząc kolejnych mega-pomyleńców.
Dodaj komentarz