Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
06 |
07 |
08 |
09
|
10
|
11 |
12 |
13 |
14 |
15
|
16 |
17 |
18 |
19 |
20 |
21
|
22
|
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
31 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
Archiwum marzec 2009
Wydaje się że już dziś Policja jest uzbrojona po zęby i gotowa do walki z największymi przestępcami, z gangsterami nagminnie łamiącymi prawo, z piractwem, pijakami i ćpunami.
Radary, kolczatki, video rejestratory, laserowe suszarki, szybkie i nieoznakowane auta... automaty, tarcze, hełmy. Przydałoby się jeszcze kilka działek, wyrzutnie sieci i więcej paralizatorów.
...a później... drżyjcie kierowcy.
Teleexpress z dnia 19.03.2009 Górnicy chcą podwyżek, a kompanie tłumaczą że nie mają z czego dać bo w ostatnim okresie z powodu kryzysu zapotrzebowanie na węgiel spadło o ileś tam procent. I to ileś procent jest najmniej istotne, tu szokować powinien „brak zapotrzebowania” i to że: „spadła sprzedaż” Zimno, śniegiem sypie, a ci dziwni ludzie nie chcą kupować. Wolą palić starymi szmatami, szafkami, drewnem uzbieranym w lesie, plastikowymi opakowaniami, papierzyskami ... byle nie węglem.
W latach 80-tych, w PRL-owskich czasach, krążył dowcip o sklepie mięsnym:
Przychodzi facet do sklepu i pyta o szynkę, polędwicę albo baleron. Kierownik bierze go na bok i mówi. Stań Pan tutaj i posłuchaj o co ludzie pytają, czego od nas oczekują, i co najczęściej kupują. Polędwicy, baleronu i szynki nie zamawiamy, bo nikt o to nie pyta, to towar niechodliwy, nie ma na niego zapotrzebowania.
To samo jest z dzisiaj z węglem... jedna tona kosztuje dziś ponad sześćset złotych, to często więcej niż nie jeden palący w piecu ma dochodu... stąd pewnie nieco mniejsze zainteresowanie.
Pogdybać...? Jakby cenę węgla podnieść do tysiąca albo dwóch, trzech tysięcy? Zapotrzebowanie spadło by do zera. Polska uwolniłaby się od węgla i wszystkich związanych z nim wydatków... Można by zwolnić wszystkich dobrze opłacanych górników, i rozwiązać wszystkie „źle opłacane” zarządy, rady i spółki węglowe.
Kto by bardzo chciał palić węglem mógłby sobie kupić jakiś tani z Ukrainy czy Czech, a reszta grubiej się ubierać i częściej bywać w lasie, po zalegający tam chrust. Takie wycieczki to samo zdrowie, Naród zrobiłby się rumiany, państwo nie musiałoby łożyć na kopalnie i stało by się bogate, i po raz kolejny sprawdziłoby się porzekadło „niema tego złego co by na dobre nie wyszło”.
interia sonda... czy jesteś za zakazem palenia w samochodzie? 55% tak ... w tej ankiecie czegoś może nie zrozumiałem, albo tych pozytywnych 55 % nie rozumiem. Jeśli ktoś jest za zakazem palenia, to w swoim aucie nie pozwala palić i kropka. Wiem, bo nie pozwalam. Ale walczyć o zakaz palenia z urzędu w swoim własnym samochodzie? Walczyć o ustawę zabraniającą palenia w miejscu, które jest moim prywatnym miejscem, enklawą prywatności. Tu ja decyduję co tutaj wolno robić ca czego nie wolno, to mój samochód?
Jaką dupą wołową musi być ten, który potrzebuje ustawy, by w swoim samochodzie nie palić i by zabronić palić innym? … by nie pić, nie jeść, nie kruszyć, nie pierdzieć, nie pluć na szyby... to moje propozycje nowych ustaw.
Migdały dziecka należy usunąć, bo wyglądają okropnie.
I... polska rzeczywistość. Prywatnie 2000,- termin około dwa tygodnie.. gdy za zabieg płaci NFZ czas oczekiwania 8 miesięcy ...
Czy pieniądze NFZ aż tak bardzo śmierdzą szpitalom? Czym się różnią pieniądze NFZ od pieniędzy prywatnych, żeby termin koniecznego zabiegu, tylko z powodu innego płatnika, przedłużać z dwóch tygodni do ośmiu miesięcy? Rozumiałbym tydzień i miesiąc, dwa tygodnie i miesiąc, ale z powodu migdałków dzielić małych pacjentów na zamożnych: zabieg w dwa tygodnie i ubogich: ulga za osiem miesięcy...to zwyczajne „sukinsyństwo”.
Jaremy Clarkson o przepisach i zasadach wprowadzanych w życie przez urzędasów w każdym niemal kraju, w każdym niemal mieście... Z urzędu, bezdyskusyjnie, bezwzględnie i kategorycznie.
Bo... „taki jest świat mega-pomyleńców”... to o nawiedzonych Urzędasach.. Przeskakują z jednej inicjatywy w drugą, zależnie od bieżącej koniunktury, nie rozumiejąc że ich inicjatywy mają mało sensu albo go zwyczajnie nie mają, i po chwili nikt już nie przywiązuje do nich wagi, choć często jak kłody pod nogami pozostają na lata.
ICH urzędniczą emocją jest zaistnieć, ICH urzędniczym być albo nie być jest coś własnego wzniecić, wdrożyć, gdzieś coś zakazać, ograniczyć, obarczyć opłatami, ukrócić, postawić barierkę, szlaban, betonowy słupek...
Pisząc o urzędasach z Richmond pisze giga-pokręceńcy, ale to określenie można by śmiało przykleić do trzech czwartych polskich urzędasów wszystkich szczebli, specjalistów od zasad i norm wszelakich, innowatorów miejskich: zwężających drogi z myślą o naszym bezpieczeństwie, stawiających znacznie lepsze parkometry w miejsce wczorajszych lepszych, wymyślając słupki i łańcuchy, betonowe donice w miejscach przejść i wjazdów, wbijających odgórnymi decyzjami progi w wyremontowane właśnie ulice, tworząc sztuczne dziury... ta lista idiotyzmów nie ma końca.
Wszyscy znamy przykłady z własnego miasta, setki przykładów działalności mega-pomyleńców.
Radary wymyślane i ustawiane w każdej wsi... fontanny zamiast placów zabaw... parki z zakazem spacerowania i rozkładania koców na trawie … toalety miejskie dla psów i kotów … jak daleko może zajść pomysłowość giga-pokręceńców?
Clarkson ma rację patrząc na nich jak na giga-pokręceńców.
Najgorsze, że wybierając ich, nie jesteśmy w stanie przewidzieć jak i w którą stronę rozrośnie się w ich mózgach urzędasowy guz tworząc kolejnych mega-pomyleńców.